Matka osierociła ich nagle, nie został na to przygotowany, nie dano mu chwili na żałobę, pisząc maturę i przygotowując się do egzaminów wstępnych oto okazał się jedynym żywicielem ośmioletniego braciszka. Kochał taniec i naciąganie ludzi obojga płci na drinki, zarobkowo szybka praca nocą znalazła się więc jedna. 
Śmiał się im w twarz, kiedy mówiły, że każdy, kto zaprzyjaźni się z rurą w klubie ze striptizem w końcu z łapczywości rozchyla nogi dla nieco większej sumy pieniędzy. Obiecywał sobie, że nie zrezygnuje ze studiów, kiedy i on je rozłożył, że ćwiczyć będzie do utraty tchu. Zaciskał zęby, kiedy krwawiły stopy, nauczył się sypiać trzy godziny na dobę, lekceważył posokę cieknącą również z nosa, aż lekceważyć jej już dłużej nie mógł. Czerwień splamiła chodnik przy Reeperbahn, a on nie zdążył skonstatować dlaczego, kiedy sam padł w jego objęcia. Skrajnie wycieńczony i niedożywiony spędził w szpitalu dwa dni, dwa dni okupione paraliżującym strachem, że wszystko się wyda i zabiorą mu Theo. Podjął decyzję. Oślepiony krótkowzroczną troską porzucił uczelnię.
Teraz już się nie śmieje. Nie zaciska zębów, niczego sobie nie obiecuje. Przestał pić. Nie tańczy. Życiowe aspiracje ogranicza do cotygodniowych występów za jedyną otuchę mając świadomość, że technicznie przygotowany jest lepiej od każdej z tych głupawych dziewczyn, dlatego właśnie artystycznie poruszać potrafi bardziej.

Komentarze